wtorek, 2 listopada 2021

Idź i bądź dużą dziewczynką…

 … Prosiłaś o to. 

Trzy i pół miesiąca. Tyle brakuje do moich trzydziestych urodzin. Zawsze powtarzam, że nie lubię swoich urodzin, a zawsze odliczam do nich. Może za każdym razem liczę, że coś one zmienią? Chciałabym… Chciałabym do tego czasu być sobą. Ciągle nie wiem kim jestem, a demony przeszłości wciąż trzymają mnie za kark. A pustka jaką czuje… Powoli rozumiem, że brakuje mi samej siebie. I choć wiem, że  nic i nikt mi jej nie zapełni, to szukam wciąż nowych gadów, zwierząt i rzeczy. Zamiast skupić się na pasji i ją rozwijać… Przez swoje nerwy i zataczanie kół depresji nie jestem ani dobrą matką, ani żoną… A kobietą to już w ogóle się nie czuje. Ciągle boje się oceniania ze strony innych ludzi, a jednocześnie nie potrafię przyłożyć się do niczego. Czasem nawet do własnej higieny i ubrania się… 


Chciałabym by moje cele były moje, bym dążyła do nich a nie co chwila jednak uznawała,że to nie to… Bym jak inni mogła po prostu coś robić, osiągać jakieś cele a nie ciągle się gubić w tym czego chcę. Przeraża mnie wizja innych miesięcy… Zarówno nie chcę wracać do pracy jak i nie potrafię dobrze zająć się dzieckiem w domu. Szczególnie dziś brak mi sił na bycie matką, a mojemu dziecku za to nie brakuje sił na bycie diabłem wcielonym… Na tyle, że znów poprosiłam Męża by wrócił do domu. Może odpocznę i będzie lepiej? Kiedyś musi być, prawda? 

Nie pomaga mi to, że Mąż na wszystko się zawsze zgadza i zgodzi, że wesprze… A potem obarczam go rozwiązaniem problemów jakie sobie narobię. Nigdy nie mam sił, ani odwagi by robić to sama. Jeszcze 2 lata temu było inaczej. Teraz znów często czuje się małą dziewczynką, bez prawa do głosu… Głupią, beznadziejną, złą… Dlaczego nigdy nie będę wystarczająco dobra, mamo? Czy kiedykolwiek będziesz ze mnie dumna? Dlaczego ja nie potrafię przestać to przeżywać. Przecież zaraz będę miała trzydzieści lat. Mam męża, mam dziecko, mam swoją rodzinę, mieszkanie, studia, pracę… Wiecznie pojebana, wiecznie zazdrosna, wiecznie zła, prawda? Potrafisz mnie zrównać z ziemią, zniszczyłaś mnie, mamo… A ja nie potrafię siebie odbudować. 

Po raz kolejny zmieniam leki, nie mogę doczekać się kolejnej sesji u terapeutki. A na dziś musi mi wystarczyć mąż, jego pierogi ruskie i poduszka z kocem. Nie sprawia mi nawet przyjemności to,że kupiłam sobie pięć różnych rodzajów kawy i torcik… Ciągle, gdzieś w głębi czuję, że nie zasługuje na nic… 


Kiedyś zacznę się liczyć ze swoim zdaniem, i Jego też…

10 komentarzy:

  1. Jesteś pewna, że chodzisz do właściwej terapeutki? Pomaga? Ma dla Ciebie jakiś plan? Bo nie wygląda to dobrze. Zmiana leków też będzie jak najbardziej na miejscu. Z tego, co piszesz, powinny pomóc na tyle, żeby w ogóle wstać i zająć się codziennością. I wyregulować skalę problemów. To serio ważne. Fajnie walczyć o marzenia, ale najpierw warto zbudować grunt pod nogami. A terapia jest w tym niesamowicie ważna - zwłaszcza na tym etapie, na którym teraz jesteś. Przeczytałam wszystkie Twoje wpisy i mocno trzymam za Ciebie kciuki, bo masz mnóstwo na swoich barkach. Ale potrzebujesz pomocy. Wsparcie męża jest w tym bezcenne - nie wiem tylko, na ile jest świadomy tego, co się w Tobie dzieje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie pomaga…. A od 3 dni mam nowy lek, czuje, że to jest najgorszy moment przy zmianie. I już mam wątpliwości, czy on w ogóle jest dobry. Psychiatra mówiła, ze będziemy próbować zmieniać i zmieniać, bo moze to lekooporna depresja. Wstać wstaje jakos… Robię, bo musze, ale nie daje rady, jak dziś. Dziękuje, ze poswieciłaś swój czas na przeczytanie tego wszystkiego.
      Powinno mi być łatwiej bo ból fizyczny nie istnieje, tylko na duszy ciężko…

      Usuń
    2. Dopasowanie leków to nie jest prosta sprawa. Mało tego - często najpierw jest totalny zjazd na dno, dopiero po dłuższym czasie zaczyna się poprawiać. To bolesny proces. I fizycznie, i psychicznie. Często nasi bliscy chcą pomóc, ale robią to w bardzo nieumiejętny sposób... Mimo dobrych intencji wychodzi słabo. Dlatego super, że mąż zaangażował się również w tę terapeutyczną stronę Twojej sytuacji. Nawet mógłby sam z jakiejś skorzystać. Wiem, że często trudno przekonać kogoś do terapii, ale to często pomaga zrozumieć te "nieracjonalne" zachowania osoby z depresją. Pomaga też w radzeniu sobie z zarówno jej, jak i swoimi emocjami. Człowiek, który robi dla drugiego wszytko, a zupełnie nie widzi efektów staje w pewnej chwili pod ścianą. A depresja to strasznie podstępna sprawa. I absolutnie nie kieruje się rozsądkiem. Mam nadzieję, że leki poprawią sytuację na tyle, że oszukasz poczucie bezpieczeństwa o stabilności. Dużo siły Ci życzę!

      Usuń
    3. Tak… Leki dopasowujemy już dwa lata… Nie wiem czy to wina nowych leków ale powstał problem z poziomem cukru u mnie, mam ogromne spadki mimo, ze nie mam leczonej cukrzycy ( za to tez musze sie zabrać bo widze ostatnio coraz więcej problemów w tej kwestii…). Co do męża… Korzystał, w sensie ze mną. Moze czas na ponowne wizyty z jego udziałem, albo jego samego. Sama nie wiem 🤷‍♀️ z czarnej rozpaczy jestem znow na etapie „wszystko jedno”.
      Dziękuje Ci :)

      Usuń
  2. No właśnie, komentarz naszej koleżanki nasunął mi podobne pytanie: czy mąż jest w stanie być z Tobą blisko emocjonalnie? Bo wiem, że bardzo Ci pomaga, namiętnie się kochacie, o czym sama piszesz, ale nie słyszymy o rozmowach, nawet Twoim wypłakaniu się ns jego ramieniu. W depresji właśnie wsparcie emocjonalne jest najważniejsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, rozmawiamy bardzo dużo. Nawet w tej sprawie byliśmy na terapii razem, by mógł zrozumieć o co chodzi itp. Dla niego jest to ciężkie do pojęcia - w sensie on nie moze pojąć jak rzeczy, które kiedyś robiłam teraz sa dla mnie bardzo ciężkie, jest mu przykro i chciałby mi pomoc. Po terapii zawsze tez rozmawiamy o tym wszystkim jakie mam odczucia, co bylo itp. Ma tez dostęp do bloga, a niekiedy tez pisze w zeszycie bo nie zawsze potrafię powiedzieć coś wprost do niego, tak sie umówiliśmy.

      No i on jak i terapeutka wiedzą, że główne żródło to moja matka… A ja mam ostatnio stany, że nic co racjonalne do mnie nie dociera z tego co ktokolwiek do mnie mówi…

      Usuń
  3. Kochana, ciesze sie, ze masz troskliwego meza, ktory wspiera Cie jak moze... Ja rowniez wychowana zostalam przez toksyczna matke i do dzis porykam sie ze skutkami. Moja psychika nie ucierpiala tak jak Twoja, ale jednak to straszne poczucie, ze do niczego sie nie nadaje, zostanie ze mna do konca zycia... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak… Ja boje się, że też nigdy tego nie przerobię. W sumie… U mnie to nie tylko matka, była jeszcze babka, ciotka… Mając 20 lat i gdy byłam pokłócona z matka, miałam zamiar jeździć na studia do Warszawy to wujostwo przyjechało i powiedziało, ze ja to tylko na kasę do Lidia, nie żadne studia bo nikt mnie utrzymywać nie bedzie - nie mieli decydującego głosu, w ogóle prawa by tak mówić, a jednak przyszli mną pomiatać… I choć zrobiłam swoje, obcięłam sie od nich na dobre, to i tak dochodzą mnie słuchy, ze obrabiają mi tyłek mówiąc, ze ja pewnie nie mam żadnych studiów i nie pracuje w zawodzie :P Z jednej strony to śmieszne a z drugiej pokazuje jak bardzo jestem nikim dla rodziny.

      Usuń
  4. Eh rozumiem to wszystko i mam ochotę Cie przytulić. Powiedzieć, że zdanie Twojej mamy naprawdę się nie liczy. Nie dąż na siłę do tego, żeby była z Ciebie dumna. Ona powinna być tylko dla tego, że jesteś jej córką. Jeśli nie była, to ona zawiodła jako matka, nie Ty. Ty bądź dumna ze swojego dziecka i wybacz mu, że jest czasem takim łobuzem. Czasem to wystarczy by być dobrą matką. O to czy jesteś dobrą żoną zapytaj swojego męża :) Dla siebie też miej wyrozumiałość. Pasji nie trzeba oddawać sie cały czas. Ja też mam gorsze dni. Depresja i gubienie własnego ja nie są mi obce. Czasem trzeba sobie i na to pozwolić. Akceptacja pomaga w walce. Trzymaj się ciepło Kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże
    Jak ja doskonale Cię rozumiem.
    Cieszę się że masz wsparcie męża.
    Przytulam.

    OdpowiedzUsuń

Followers