sobota, 30 października 2021

Przebłyski

 To te krótkie chwile, które pozwalają mi złapać powietrze… Chwile, w których udaje mi się uciszyć myśli. Chwile błogości spokoju. Zastanawiam się na ile to jest moja wina, że jest ich tak mało. Moja terapeutka powiedziałaby, że nie mogę się ciągle o wszystko obwiniać. Robię to zdecydowanie za często. Myślę, że jednak jest jakaś wina w tym… Gdy zaczyna mi brakować tej miłości, namiętności zaczynam o nią dbać. 

Poczułam ten cudowny smak w ostatnich dniach, może to nie ekscytujący romans. Może nie ma w tym tyle emocji, świeżości… Jednak po dziesięciu latach miłość jest dojrzalsza, spokojniejsza, pewniejsza, inna.  Ten dotyk, te pocałunki… Ta codzienność… 

czwartek, 28 października 2021

Przeterminowane

 Brakuje mi świeżego smaku. Tego słodkiego, nowego… Brakuje mi tego powiewu świeżości, niepewności,  tajemnicy, chęci poznania tego. Brakuje mi… Dziś potrafię określić czego mi brakuje. I czuje jak bardzo mi tego brakuje. Przekładam strony książek, przesuwam palcami po kolejnych stronach komiksów, uśmiecham sie delikatnie. I tęsknie. 

sobota, 23 października 2021

Jeśli nie chcesz mej zguby….

 … Niebieską jaszczurkę kup mi luby… 


Co jeśli się już zgubiłam? Co jeśli już nigdy się nie odnajdę w tym wszystkim?… Czuję się jakbym była zamknięta… Jakbym czuła tylko smutek, ten dziwny ból, pustkę… Jakbym wszystko dotykała sercem przez grube rękawice. Podobno nie mam warstwy ochronnej i moja wrażliwość jest dużo większa przez to, wsiąka wszystko we mnie i dotkliwie rani. Absurdalnie do tego… Ja nie potrafię odczuwać przyjemności. Czuje się zamknięta… Odizolowana od tego co kocham. Wszystko czego dotknę jest bez czucia, bez smaku, bez zapachu, bez żadnej faktury… Jest jałowe. Przerażająco jałowe. Smutek i ból tak mocno mnie trawią, że to już nie tylko brak snu, brak apetytu… To również brak uczuć. 

Wszystko rozlatywały się po kawałku. Teraz to gruzowisko jałowego życia. A On patrzy na mnie czule, z troską, przejęciem. Może zastanawia się czy nadal jestem… Przytula, całuje, dotyka, jest. A ja próbuję być z nim tylko nie potrafię się przebić przez własną ścianę, może to już nawet grubość muru. Czuje się przezroczysta, gdy mnie dotyka. Gdy przytula, gdy tak jak zawsze uprawiamy seks i nagle… Jakby mnie tam nie było, toczę wtedy wielką bitwę w sobie, przegrywam, to mnie niszczy. Gdy piję kawę, gdy gotuję czy sprzątam, gdy czytam dziecku bajkę… Ja walczę. Walczę o siebie, ale brak mi sił. I wiem, że on zrobi dla mnie wszystko, że rzuciłby mi kosmos pod nogi… A mnie to nie uszczęśliwi. To boli jeszcze bardziej. Gdy On chciałby tak bardzo mi pomoc, zrozumieć, uszczęśliwić… Ale nie może bo depresja to tylko moja walka. 

Rozpadam się na pył z tych drobnych kawałków, gdy on spełnia wszystko co szepnę. A wciąż widać tylko moje łzy bez najmniejszego uniesienia kącików ust. Tym razem to nie jabłuszko z numerkiem 13 o jakim marzę od lat bo w końcu musiało pojawić się trzynaście. Tym razem idzie kolejny krok dalej. Błękitna, nadrzędna jaszczurka. Tak bardzo rzadka, tak bardzo droga… Którą oglądam za każdym razem w zoo i powtarzam sobie kiedyś będzie mnie na nią stać… Mam wszystko co mogłabym chcieć oprócz szczęścia.  A może to nie o szczęście chodzi? Może to po prostu… Spokój. 

Nienawidzę siebie za to,że nie miałam tyle sił i odwagi by nie pozwolić się zniszczyć… 

poniedziałek, 18 października 2021

Umieranie

 Przestało to być czymś dla mnie nowym. Po prostu znów umieram. Umieram wewnątrz. Czuję ból, który z każdym dniem rośnie. I rośnie… Na początku jest całkiem niewinnie. Jak ból głowy, który wydaje Ci się, że zaraz minie. Niestety on nabiera na sile, z każdą chwilą rośnie i zaczynasz żałować bo nie sięgnąłeś po tabletkę. Okazuje się, że tabletka nie pomaga, ból się rozkręcił za mocno. Ten ból zapuszcza korzenie, rozrywa Twoje ciało, Ty to widzisz i czujesz, inni myślą, że to coś innego. 

Ból dotyka serca. Wyżera dziurę i wlewa smutek. Boli Cię tak, że nie potrafisz jeść. Nic nie smakuję już, nawet ta ulubiona czekolada. Nie potrafisz spać, próbujesz mieszać proszki z alkoholem ale nawet to nie pomaga. Jesteś zmęczony tak, że oddychanie jest trudne i kładziesz się do łóżka, zamykasz oczy i skupiasz się na tym bo wszystko inne co dla ludzi jest naturalne Tobie sprawia trudności. W końcu okazuję się, że jesteś sparaliżowany bólem. Nie możesz już udawać. Nic Ci nie wychodzi. Zmęczony, śpiący i nie jadłeś od miesiąca. Rozpaczliwie szukasz leku jak alkoholik na odwyku wódki. Nie ma. Nic nie działa. 

Wytrzymasz? Jestem silna… Nie wiem na jak długo. Nie wiem za którym razem poradzę sobie w inny sposób. Umieram już setny raz…

środa, 13 października 2021

Depresja

 „Potrzebuję jakiejś ochrony. W tej chwili nie widzę światła w tym tunelu i nie potrafię wyobrazić sobie spokoju wewnętrznego i całego tego gówna i wycofuję się. Nie chcę dłużej cierpieć. Gdybym była alkoholikiem, powiedziałabym, że chcę drinka, ale ponieważ nie wiem, kim jestem, nie wiem czego chcę. Ale chcę tego natychmiast!”

E. Wurtzel 

Myślałam, że to już za mną… Wydawało mi się,że potrafię się z tego wywinąć. Myślałam, że dobrze funkcjonuję, że wpisuję się w te wszystkie tabelki, punkciki… Jednak tak bardzo łatwo napaść mnie lękowi, smutkowi, bólowi… Tak łatwo przejmują moją głowę i ciało. Byle problem w pracy, byle problem w domu… Choć głównie problemy w pracy. Boje się popełniać błędy, boje się oceniania - a ludzie to robią ciągle. Okazuje się, że przez osoby trzecie źle coś zrobiłam - ok, można to poprawić, naprawić, to niby nic takiego ale… Ja wymiotuję, nie mogę spać, nie mogę jeść. Boję się wrócić do pracy (przez chorobę Młodego i moją nie byłam już 2 tygodnie). Nerwowo szukam czegoś czego mogę się uczepić, co pozwoli mi jakoś dryfować. Wszystko czego chcę da mi to na parę sekund. I pojawią się wtedy dodatkowe wyrzuty sumienia i smutek, że to nie pomogło… 


„Przejściowe pory roku nie są dla mnie najlepsze. Dla nikogo takiego jak ja. Obłęd lubi wracać jesienią lub przedwiośniem. Lubi niż, mgłę, ołowiane zachmurzone niebo. Budzisz się rano i masz do dyspozycji albo nieokreślony lęk, albo smutek. A czasami jedno i drugie. Chciałbym obudzić się pogodnym i uśmiechniętym lub przynajmniej obojętnym, ale jedyne, na co mogę liczyć, to wybór między trwogą a rozpaczą oraz nadzieja, że nie zwariuję do reszty.”

J. Grzędowicz 

niedziela, 10 października 2021

Taki los…

 Zawsze wierzę, że wszystko dzieję się po coś. Jeśli się staramy i do czegoś dążymy a pojawiają się przeciwności, na które nie mamy wpływu… One są po coś. 

Okazuje się, że nie będzie mi dane w tym roku stać się studentką. Już w czerwcu próbowałam zapisać się na konkretny kierunek w różnych uczelniach. Dziś miałam nawet umówione spotkanie w uczelni 400 kilometrów od mojego mieszkania… Podejrzenie covidu i nałożenie kwarantanny a póżniej jej ociągające się zdjęcie sprawiło, że nie udalo mi się podpisać umowy. I ogólnie jest za późno. 


Nie jestem zła. Wiem,że podziałam inaczej. Uczę się cierpliwości. Mam czas. Czuję, że mam czas. 

A potrzebuję czasu dla siebie. 

wtorek, 5 października 2021

Siła kobiecości

 To zabawne… Lecz czuję się bardziej kobieca niż kiedykolwiek przedtem. Przed moją operacją w marcu bałam się,że mój świat zostanie poważnie zachwiany. W końcu istniało ryzyko wycięcia mi macicy i ostatniego jajnika. Gdy zabrakło mi pierwszego jajnika bardzo przeżywałam, czułam się pusta. Wybrakowana, niepełna… Udało mi się ostatkiem sił urodzić wcześniaka po czym stałam się więźniem własnych narządów - tych rodnych. Ogniska zapalne oplatały moczowody, nerwy krzyżowe, mięśnie brzuszne… Nie wiedziałam nawet jak bardzo jest poważnie. I podpisałam zgodę na wycięcie wszystkiego co trzeba wyciąć. 

Najważniejsze dla mnie po wybudzeniu z operacji było to czy wycięli macicę. Wycięli. Wycięli wraz z jamnikiem, szyjką i innymi rzeczami. Czułam ulgę. Poszłam spać spokojnie a kolejnego dnia wstałam z łóżka i chodziłam prosto, prosto! Bez świadomości,że wcześniej tego naprawdę nie potrafiłam. Nie myślałam wtedy o tym czy jestem pusta, czy mniej kobieca. Ja byłam wolna. Wolna. Po prostu wolna. Z każdym dniem zaczęłam dziękować lekarzom za to, że się mną zajęli. 

Myślę,że nie ja jedna jednak miałabym myśli „a co teraz z seksem?”… Z kobiecością? W końcu została tylko pochwa i łechtaczka a cała reszta… Bałam się. Czy może seks będzie nie przyjemny, czy jeszcze po operacji może być za wcześnie. Gdy dostałam zielone światło zbierałam się do tego jak dziewica bez przekonania. I na nowo odkryłam czym jest orgazm i seks. Było cudownie, jak jeszcze nigdy. Duże zaskoczenie, w końcu moje życie seksualne nie było ubogie. Stałam się kobietą. Nie kobietą/ żoną, która może urodzić. Nie. Kobietą, kochanką. Kobietą, która kocha się ze swoim mężczyzną tylko dla przyjemności. Bez czegokolwiek dodatkowego. 

I jeśli ktoś myśli, że „fajnie, ale bzykanie bez konsekwencji nie jest czymś boskim”. Nie. Lepiej mieć tą możliwość, ale nie za wszelką cenę. Nie tylko seks i orgazmy. Mam też dzięki temu cudowne macierzyństwo. Tak, tak. Macierzyństwo. Mogę skupić się na swoim synku, bawić się z nim, dbać o niego bez ciągłego bólu, zmęczenia i zrzucania obowiązków na męża. Pogodziłam się z tym, że to będzie moje jedyne dziecko (procedury adopcyjnej jak i zostanie rodzicem zastępczym w naszym przypadku jest także skreślone/ nie przejdziemy procedur, próbowaliśmy…). Jestem wdzięczna sobie, swojej wewnętrznej sile, że udało mi się. Oraz temu co nade mną czuwa. To i Jego zasługa. 

Ostatni tydzień miałam cięższy… Lecz jestem wdzięczna za nowe możliwości. Moze nie jest kolorowo… Mimo to mam możliwość spełniania się, jako matka, żona, kochanka, pracownica. Mogę spełniać swoje skryte marzenia, mogę próbować różnych, nowych rzeczy. Czuję pewnego rodzaju spokój, ale i moc. Moc swojej wewnętrznej kobiety. Tej która jest pewna siebie, uparta, piękna i potrafi postawić na swoim, zadbać o siebie i swoich bliskich. 

Ps. Kobiety bez macicy nazywane są syrenami. 

Ps2. Wiecie jakie miałam zdziwko, gdy lekarz powiedział, że szyjka zrasta się z pochwą i mam kilkanaście guzów w tej konfiguracji? :P 

poniedziałek, 4 października 2021

Czekając na śmierć…

 Ostatnie dni miałam dość ciężkie. Nie wiem kiedy nauczę się dbać o zapasy leków… Bez nich nie funkcjonuję. Nie żyję. To gorzko - zabawne jak bardzo jestem od nich zależna, a właściwie moje prawdziwe ja. 

Moja wewnętrzna wiedźma się rozkręca. Czekam na piękny zielnik, tworzę ziołowe mikstury, a mimo jesieni mój balkonowy ogród ma się najlepiej. Moje domowe zoo także. Jeden z żółwi szykuje się do zimowania - bardzo się stresuję tym. Trzeba zrobić badania kału, trzeba zmniejszać temperaturę i schować go do lodówki na kilka tygodni. Swoją drogą… Bardzo polubiłam żółwie. Miały być małego liska ale wiadomo, to ja się nimi zajmuję, on nie potrafi, jest za mały ale bardzo je lubi i codziennie poświęca więcej lub mniej czasu na obserwacje. Ja za to uwielbiam obserwować oprócz żółwi biczogony ozdobne, to są przezabawne gady, mają pocieszne pyski a w dodatku są kolorowe. Choć moje dopiero łapią barwy. Dziś Blubiś udawał, że umiera bo za późno zapaliłam lampę (wina rozstrojonego sprzętu), po czym podniósł się i uwalił na kamieniu jak lubi. Oczywiście jak z ogródka pozrywałam zioła i zobaczył je przez szybę to moment len się podniósł i ożywił. 

Powinnam wspomnieć jeszcze o trzech kotach i psie… Lecz to długie historie, może na inny dzień. 

Stałam się niestety potworem. Pokonując swój strach przed wężami okazało się,że pierwsze karmienie nie będzie tak cudowne. Albowiem Alcatraz nie zamierza jeść mrożonych myszy. On chce żywe… Dwie pierwsze jakoś przełknęłam. Ale mając trzy śliczne, małe kolorowe myszki… Chciałam zrobić loterię. Niech on wybiera. Ja nie zdecyduje się na to, którą ma zjeść pierwszą. Siedziałam i patrzyłam… Czekałam aż smierć się pojawi. Niestety. Ostatecznie musiałam ja wybrać. 

Alcatraz jest pytonem królewskim. Młodym, waży ledwie 161 gram, ma jakieś 40 centymetrów długości. A swoje imię zawdzięcza ucieczkom. Wyobrażacie sobie jak domownicy musieli być wściekli? Pierwszy raz uciekł, bylo wielkie szukanie… Znaleźliśmy go pod blokiem… Potem udało nam sie go znaleźć w grzejniku… A dziś już machnęłam ręka, a gdy znalazłam chwile po prostu szybko go znalazłam za łóżkiem. Już nikogo to nie dziwi i przeszło do normalności. Na swoje usprawiedliwienie dodam, ze mamy specjalny system dla węży i nie powinien uciec - za nic… A ucieka. 

Jutro jadę do Bytomia odebrać dwie piękne panie pytona królewskiego. Jedną nazwę Merry, a drugą Delma (od ich odmian barwnych). Marzy mi się także Onyx - bardzo rzadki okaz, mam go zarezerwowanego, ale jak go odbiorę - nie wiem. Te panny jadą do mnie z Verony! Rozkręciłam się nie? Ale wiedźmy mają koty i trzymają się ich węża i różne gady ;) 






Followers